WYWIADY

“O Amsterdamie” WYWIAD W POLSKIM RADIU AMSTERDAM

 

Rozmowa z Ewą Żyźniewską o “Hydrze pamiątek” w Poolse Radio Amsterdam

Kasia napisała naprawdę fajną książkę, a rozmowa jest nie tylko o książce ale również o życiu, macierzyństwie, wychowaniu a przede wszystkim o podróży w głąb siebie, o szukaniu siebie i o tym, jakie to ma znaczenie w naszym życiu.

Ewa Żyźniewska: Dlaczego Hydra pamiątek?

Katarzyna Woźniak: Hydra pamiątek to jest coś, co siedzi w twojej głowie, gdzieś z tyłu, nie rzuca się za bardzo w oczy, ale działa na twoją podświadomość, powodując, że robisz to, co robisz, zachowujesz się tak, jak się zachowujesz – i nie jest to podpowiadacz dobry. To są wpływy rodzinne, społeczne, to zbiorowa świadomość. To wszystko oczywiście nas kształtuje, wpływa na to, do czego przeciętny człowiek zmierza, jakie podejmuje decyzje, co jest dla nie- go ważne, a co nie jest warte uwagi. Ale czasami decyzje, które podejmujemy, nie są zgodne z naszą indywidualną osobowością, z naszym prawdziwym potencjałem i faktycznymi pragnieniami.

E.Ż.: Czyli w te wszystkie wiadomości dotyczące podróży do wnętrza siebie oplotłaś Annę. To jest twoja bohaterka, która to wszystko przeżywa, dochodzi do czegoś, rzuca wszystko w pewnym momencie, żeby poznać samą siebie. Choć ma życie poukładane jak katalog biblioteczny, jak sama napisałaś, tak naprawdę nie zna siebie i nie wie, czego oczekiwać od życia. Opowiedz nam trochę o Annie – ile jest w niej ciebie? Czytając, miałam wrażenie, że Anna to ty.

K.W.: Anna jest na pewno w jakimś stopniu mną. Autor zawsze obdarza częścią swojej świadomości postać, którą tworzy. I nie tylko jedną, ale wszystkie, które się przez książkę przewijają. Inspiracją dla postaci Anny byłam nie tylko ja, mój przyjazd do Amsterdamu, ale również Tomek – mój partner. Tomek rozpoczął swoje dorosłe życie właśnie od pogoni za karierą, pieniędzmi, za byciem wygodnym. Edukacyjne i społeczne wartości – w jego przypadku kanadyjskie – wywarły wpływ na decyzje, które podejmował. Tak samo rodzina, która chciała dla niego jak najlepiej, czyli żeby nie brakowało mu nigdy pieniędzy, wpłynęła na to, że zaczął pracować w banku. Podobnie jak dla Anny była to sytuacja bezpieczna – pensja co miesiąc, dobra pozycja w pracy, nie trzeba się o nic martwić. Jednak po pewnym czasie okazało się, że czegoś mu w życiu brakuje. Pojawiło się poczucie, że nie jest w miejscu, w którym powinien być, że nie jest osobą, którą powinien być. W przypadku Tomka pchnęło go to do czytania książek o tematyce filozoficznej i religijnej, zaczął szukać własnego głosu. To z kolei wpłynęło na decyzję o porzuceniu banku i zajęciu się muzyką, która u niego od zawsze pojawiała się jako ten talent warty rozwijania.

Ja akurat jestem uboga w tego typu doświadczenie. Nie musiałam porzucać ułożonego życia, żeby zacząć robić to, co robię. Zawsze pisałam i myślę, że pisanie będzie mi towarzyszyć jeszcze długi czas. Czyli Anna powstała z połączenia tego, co usłyszałam od Tomka o jego doświadczeniach, i tego, co ja sama zobaczyłam i poznałam, przyjeżdżając do Amsterdamu.

E.Ż.: Patrząc z perspektywy czasu, czy Anna dobrze zrobiła, porzucając swoje po- układane życie w Polsce i przyjeżdżając do Amsterdamu? Nagle pojawia się w barze z gitarką, jakby nie zastanawiając się, co będzie robiła następnego dnia. Obecnie wszyscy dążymy do tego, żeby nasza codzienność była dobrze ułożona i bezpieczna. Chcemy mieć dom, samochód, szczęśliwą rodzinę. I żadnych zmartwień. Czy poradziłabyś komuś podążyć śladami Anny?

K.W.: Nie poradziłabym nikomu zrobienia takiego kroku. Nie chcę brać odpowiedzialności za tego typu decyzje. Natomiast w przypadku Anny nic jej w Polsce nie trzymało, nie miała partnera, dzieci, miała tylko swoją wygodę i ciepłą posadkę w banku. Niestety będąc sama w pięknym mieszkaniu, czuła, że czegoś jej brakuje. I wtedy zapala się w jej głowie iskra, która motywuje ją do zastanowienia się nad życiem. Każdy człowiek zasługuje, żeby choć raz odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla niego ważne, kim jest, skąd jest i czego tak naprawdę chce sam dla siebie i sam od siebie. Dla innych ten moment przychodzi wcześniej, dla innych później. Jedni mogą sobie z tymi pytaniami poradzić, a inni nie.

Porównałabym to do pewnej dojrzałości emocjonalnej. Ktoś, kto dobrze poukładał sobie życie, wcale nie musi być dojrzały emocjonalnie. Anna zaczyna dojrzewać dopiero po przyjeździe do Amsterdamu. Nagle buntuje się przeciwko temu, co miała wtłoczone do głowy przez mamę, tatę – że ma za bardzo się nie rzucać, nie wychylać, nie myśleć za dużo…

E.Ż.: Nie bardzo wiem, kim był John, ale miałam wrażenie, że to głos sumienia, który podpowiada Annie: „weź się, dziewczyno, w końcu obudź!”.

K.W.: Nie mogę ci powiedzieć, kim tak naprawdę jest John. On jest bohaterem, jest sumieniem Anny, jest jej aniołem stróżem. Nieważne jak czytelnik postrzega Johna. Chodzi o to, jaką on spełnia funkcję. A on dodaje Annie odwagi.

E.Ż.: A Amanda?

K.W.: Amanda jest tricksterem. Ona bada, testuje Annę, czy ta aby na pewno wie, co

robi, i czy rzeczywiście chce zrobić to, co planuje.

E.Ż.: Ja odebrałam Amandę również jako ten drugi głos sumienia, który stoi twardo na ziemi i mówi Annie: „dziewczyno, wracaj tam, gdzie masz dobrze, i nie myśl za dużo”.

K.W.: Dokładnie tak.

E.Ż.: Kasiu, a skąd się w ogóle wziął pomysł na tę książkę? Na historię dziewczynie, która szuka siebie?

K.W.: Stąd, że jest to bardzo aktualny problem we współczesnym świecie. Tak jak powiedziałyśmy wcześniej, mamy wszechobecną pogoń za bezpiecznym życiem i ciepłą posadą. Taką postawę promuje zachodni konsumpcjonizm i myślę, że nie jest to całkiem naturalne dla człowieka. To może być fajne, wygodne, dające rozrywkę, ale głęboko wierzę, że człowiek jest też istotą duchową i nie może całego siebie oddać światu materialnemu i karierze. Wyobraź sobie, że wpadasz pod tramwaj. Jakie będą twoje ostatnie myśli? Co osiągnęłaś? Co dałaś światu od siebie? Konto bankowe i fajne mieszkanie to za mało. Jeśli masz dzieci – pozostanie po tobie chociaż jakaś nadzieja, ale najważniejsze powinno być to, co ty sama dałaś od siebie światu, aby go polepszyć.

E.Ż.: Wydaje mi się, że dziecko nie stoi w ogóle na przeszkodzie. Jak słusznie napisałaś w książce – dziecko musi żyć w harmonii. Kiedy rodzic, powiedzmy, piastuje jakieś wygodne stanowisko i nie żyje w zgodzie ze sobą, takiej harmonii dziecku absolutnie nie da.

K.W.: Szczególnie kiedy pojawia się dziecko powinniśmy zastanowić się nad tym, co robimy ze swoim życiem. Wielu ludzie w momencie narodzin dziecka próbuje właśnie wszystko poukładać, zadbać o pełne konto i oczywiście jest to bardzo ważne. Pod warunkiem, że za parę lat nie zaczniemy dziecku wyrzucać: „Urodziłeś się i porzuciłem swoje marzenia”, „Gdyby nie ty, to robiłabym coś innego”. Przecież dziec- ko nie jest niczemu winne. Dlatego musimy najpierw pomóc sobie, żeby później wspierać dziecko i to niekoniecznie w aspekcie finansowym. Jeśli wychowując czystą istotę, małego człowieka, zapewnimy mu cały dobrobyt świata, ale pominiemy sferę emocjonalną, nie zadbamy o zdrowe relacje w domu, w którym każdy członek rodziny czuje się spełniony, na swoim miejscu, robiąc to, co jest dla niego naturalne – to takie dziecko, gdy dorośnie, będzie kolejnym trybem w maszynie społecznej.

E.Ż.: Jakich rodziców miała Anna?

K.W.: Takich, którzy chcieli dla niej jak najlepiej. Dlatego włożyli jej do głowy ideę

bezpiecznego życia. Moim zdaniem wygoda nie jest najważniejsza.

E.Ż.: Teraz zapytam cię całkiem prywatnie. Jesteś matką, twoje dziecko ma rok i trzy miesiące. O czym marzysz dla niego?

K.W.: Marzę, żeby był spełniony i szczęśliwy.

E.Ż.: Jak każda matka. Ale przyjdzie taki czas, kiedy twój piętnastoletni syn postanowi na przykład wziąć udział w wyścigach motorowych. Ja się tego strasznie boję, że mój syn wpadnie na taki szalony pomysł.

K.W.: Myślę, że zaczęłabym go bombardować hasłami: „Tego nie rób!”, „To jest nie- bezpieczne!”. Chcę go najpierw nauczyć miłości do życia.

E.Ż.: Ale można przecież kochać życie i jeździć na motorach.

K.W.: Owszem można! No, trzeba być rodzicem mądrym. Mam nadzieję, że nie znajdę się w takiej sytuacji, choć biorę ją pod uwagę. Niektórzy mają w sobie zamiłowanie do adrenaliny, to ich pcha do przodu – ja tego nie rozumiem, nie jestem taką osobą. Mam natomiast takiego znajomego. Kiedyś odwiedziłam jego rodziców, którzy opowiadali, jak ich syn świetnie sobie radzi. Mówili: „On ma taką dobrą pracę, dużo zarabia, ma rodzinę, dziecko… Tylko ta jedna niepokojąca pasja – lubi szybko jeździć…”. Pomyślałam sobie wtedy, że może w tym jego poukładanym, dobrym życiu jednak czegoś brakuje. Może dopiero ten wiatr we włosach od czasu do czasu daje mu poczucie pełnego życia, stanowi jego odskocznię od codzienności. Jeżeli więc żyjesz w zbyt poukładany sposób, który w pewnym sensie nie jest dla ciebie naturalny, to będziesz, świadomie lub podświadomie, szukać ujścia emocji i energii, które w tobie drzemią. Gdzieś, kiedyś trzeba wybuchnąć!

Niestety niektórzy wybuchają zbyt późno, w wieku czterdziestu czy pięćdziesięciu lat. Mężczyźni przechodzą kryzys wieku średniego, przeżywają drugą młodość, pod- czas której nie robią rzeczy zgodnych ze swoją naturą – robią po prostu rzeczy głupie. Chcą zmiany. Za wszelką ceną. Szukają czegokolwiek, co odświeży ich życie.

E.Ż.: Wracając do rodziców Anny. Wychowywali ją w pewien sposób, a nagle córka jakby odcięła się od nich, od wszystkiego, co jej wtłoczyli do głowy, by tak naprawdę zacząć żyć dopiero z dala od nich. Czy myślisz, że to jest w porządku?

K.W.: To, czego uczą nas rodzice, szkoła czy społeczeństwo, jest w oczywisty sposób częścią każdego z nas. Anna nigdy nie uwolni się od wiedzy i wychowania, które otrzymała, co nie jest ani złe, ani dobre – to po prostu jest. To ją tworzy. Anna natomiast musi podjąć decyzję, co z tego do niej pasuje, co nie jest wbrew jej naturze. Człowieka można ulepić, ale pozostaje istotą żywą, mobilną. To nie rzeźba, która ciągle pozostaje w tym samym kształcie, w jakim została stworzona. My sami musimy siebie ubarwić.

E.Ż.: Musimy myśleć.

K.W.: Dokładnie.

E.Ż.: Opowiedz jeszcze o Danielu i o tej fajnej miłości, która się wykluła w książce. Też chciałabym wiedzieć, kto tak naprawdę siedzi w Danielu? Dałaś mu wiele pozytywnych emocji. Myślę, że musi to być bardzo mądry człowiek.

K.W.: Mam nadzieję, że taki jest! Dla mnie, jako autora, Daniel był narzędziem, figurą idealną. Pomógł Annie odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jest i czego chce od życia. Postać Daniela, tak samo jak Anna, jest zlepkiem wielu ludzi. Jego charakter to połączenie różnych mężczyzn, z którymi miałam styczność.

E.Ż.: A gdyby Anna nie poznała Daniela, zdecydowałaby się, żeby co wieczór grać na gitarze w lokalu, czy udałoby się jej dotrzeć do życia zgodnego z jej „ja”?

K.W.: Miłość jest chyba największą siłą, która pcha nas do podejmowania pewnych decyzji. Tak było w moim życiu. Tomek mieszkał przez dwadzieścia lat w Kanadzie, przyjechał na krótki urlop do Łodzi – swojego rodzinnego miasta, gdzie studiowałam i pracowałam. Tam się poznaliśmy. Coś zaiskrzyło i Tomek po tygodniu, może dwóch, podjął decyzję o pozostawieniu całego swojego życia w Kanadzie i przeprowadzeniu się do Polski. Czuł, że może planować założenie ze mną rodziny. Nie wie- dzieliśmy tak naprawdę, czy przetrwamy, ale wierzyliśmy i czuliśmy, że spotkaliśmy prawdziwą miłość. Oboje uważamy też, że miłość nie tyle się wydarza, co jest wciąż od nowa podejmowaną decyzją. Decyzją dotyczącą pracy nad związkiem i budowania czegoś pięknego i trwałego. To wszystko dodało Tomkowi skrzydeł. Tak działa miłość. Tak powinna działać. Nie jest to uczucie destruktywne, choć zdarza się, że ludzie nie zrobią tego czy tamtego dla siebie, bo nie spodobałoby się to partnerowi. Oczywiście trzeba się liczyć z uczuciami drugiej osoby, ale myślę, że jeśli mamy szczere intencje i dobroć w sercu, to miłość potrafi znaleźć wypadkową, złoty środek, która pozwoli obu stronom żyć w spełnieniu i satysfakcji. W przypadku Anny miłość jest tym, co właśnie dodaje jej skrzydeł.

E.Ż.: Kiedy Anna dowiaduje się, że jest w ciąży, zamiast pobiec do Daniela i oświadczyć całemu światu: „Będziemy mieli dziecko!”, boi się, że w ten sposób skrzywdzi Daniela. Dlaczego? Tego w ogóle nie rozumiem…

K.W.: Jest to typowy problem współczesnej bizneswoman. Kobiety mają wbite do głowy, że muszą być stałe, ułożone i zabezpieczone finansowo. Kiedy Anna dowiaduje się o ciąży, jej pamięć o tych wpojonych wartościach wraca – hydra odrasta. Anna myśli: „No tak, skoro teraz pojawi się dziecko, muszę porzucić lekkie życie w Amsterdamie, pykanie na gitarce i wrócić do prawdziwego świata. Muszę zapewnić dziecku wszystko, co najlepsze”. Po drugie jest przekonana, że Daniela nie stać na takie odpowiedzialne życie, że byłoby one niezgodne w jego osobowością, że to by go skrzywdziło, stłamsiło.

E.Ż.: Mam wrażenie, że powrót do poprzedniego życia jest ze strony Anny czystym egoizmem. Ona nie liczy się z nikim.

K.W.: Znów powraca hasło „hydra pamiątek”. Nikomu nie jest łatwo ostatecznie porzucić idee, którymi świat karmił go przez dwadzieścia, trzydzieści lat jego życia. Ludzie, którzy podejmują decyzje o drastycznych zmianach, miewają momenty zawahania. Czasami rezygnują i szukają pretekstu do powrotu. Anna nie może odmienić swojego życia o 180 stopni i nie mieć żadnej wątpliwości. Po zajściu w ciążę ponownie zastanawia się, czy bezpieczne życie nie jest może tym właściwym. Dopóki człowiek nie poradzi sobie ze zrozumieniem i poznaniem własnego „Ja”, zawsze będzie czegoś szukał, pozostanie niespokojny.

E.Ż.: Przypomniała mi się teraz Amanda. Kiedy Anna przychodzi do niej z informacją o dziecku, ta na pozór zimna, twarda kobieta, nagle mówi: „Dziewczyno, co ty robisz?”. Najpierw namawiała ją, żeby absolutnie nie decydowała się wysiadać w Amsterdamie z pociągu, do którego trafiła przez pomyłkę. A później, wiedząc o dziecku, odradza Annie powrót do Polski.

K.W.: To dlatego, że później Amanda spotkała już w swoim życiu miłość. Zmiękła. E.Ż.: No właśnie, Amanda w międzyczasie poznaje Grega, który ją otwiera, zmienia

jej serce.

K.W.: Różnica między Amandą a Anną jest taka, że Amanda już kiedyś próbowała odmienić swoje życie. Porzuciła stabilizację dla cukierni w Paryżu i wielkiej miłości, która okazała się fałszywa. Greg jest jej drugą szansą, ponownym podejściem do bycia sobą. Anna z kolei nie ma doświadczeń w takim próbowaniu, więc nie czuje się pewna na nowym gruncie.

E.Ż.: Miałam wrażenie, że Anna, podejmując decyzję o powrocie, pokazała zimną stronę swojej natury, okazało się, że jest bardziej wyrachowana emocjonalnie niż Amanda. Anna nie liczy się z nikim; z człowiekiem, którego kocha, którego dziecko nosi. Liczy się tylko z własną opinią i wygodą.

K.W.: No właśnie myślę, że to nie jest prawdziwa twarz Anny.

E.Ż.: Mamy wiele twarzy.

K.W.: Tak, mamy wiele twarzy i u Anny to, co wyrachowane i egoistyczne, stanowi skorupę, spod której próbuje się desperacko uwolnić. Aktem tej desperacji był sam przyjazd do Amsterdamu. Każda mama wie, że kiedy dziecko jest w drodze, wijemy mu gniazdko, upewniamy się, że wszystko jest na miejscu, przygotowane i zabezpieczone. Ale najważniejsza dla dziecka jest miłość, czego Anna jeszcze sobie nie uświadamia. Ona nie jest wyrachowana, raczej nieukształtowana. Ona się dopiero przebudza.

E.Ż.: A co tobie dało macierzyństwo? Czy dziecko wywróciło twoje życie do góry nogami?

K.W.: Chociaż jestem bardzo młoda i nigdy nie miałam dużego kontaktu z małymi dziećmi, myślę, że byłam gotowa na bycie mamą. Nigdy nie biegałam po imprezach i nie szalałam do granic wolności. Lubiłam raczej dobre towarzystwo, filiżankę kawy i książkę do czytania. Dziecko nie wywróciło mojego życia do góry nogami, choć oczywiście mocno je zmieniło. Dziecko stworzone z osobą, którą kocham, jest największym szczęściem, jakie mnie spotkało w życiu. Jest też kolejną książką, którą piszę.

E.Ż.: A kiedy Anna, na końcu książki, pojawia się na dworcu – wraca do Amsterdamu?

K. W.: Chyba do końca nie wiadomo, co ona tam robi. Mam nadzieję, że wraca. Widzę to zakończenie pozytywnie i liczę na to, że większość czytelników odbierze to tak samo.

E.Ż.: Daniel już nie czeka na dworcu?

K. W.: Może czeka…

E.Ż.: Ona go słyszy. Ktoś ją woła.

K.W.: Albo ktoś ją woła, ale ona słyszy to wołanie we własnym umyśle. Lubię budować zakończenia nie do końca jasne. To dla mnie narzędzie literackie, a dla czytelnika szansa na pobudzenie wyobraźni, którą bardzo szanuję. Myślę, że literatura jest po to, żeby pomóc czytelnikowi postawić sobie pewne pytania i szukać odpowiedzi indywidualnie.

E.Ż.: Na pewno nie jest to książka, która trafi do wszystkich.

K.W.: Jak każda książka.

E.Ż.: Tak. Ale wydaje mi się, że to ciekawa historia o współczesnym świecie. Chcesz poruszyć ludzi, którzy są bardzo skoncentrowani na sobie i swoim życiu zawodowym. Chcesz, by postawili sobie pytanie, czy ta cała kariera, prywatne szkoły dla dzieci są najważniejsze. Czy może jednak bardziej istotne są miłość i poznanie samego siebie.

K.W.: Jeżeli po lekturze książki zapala ci w głowie pytanie, to myślę, że jest to książka udana.

E.Ż.: Do tego zmierzam, że jest to książka udana.

Leave a comment